Welcome after a long break!
The period preceding Xmas holidays is a torture for the lazy, because even laziest people have to do something at that time :P
But they can make up for that during the holidays.
In this year the biggest question for me was not how to avoid doing anything, but how to reconcile the recommended daily schedule of our baby with the chaos which always accompanies the preparations (our preparations). Which means: what can I do during which period of his activity not to turn his world upside down.
Unfortunately it all ended with a 30-minutes -long thinking with a ballpen in the air.
Witam po długiej przerwie.
Okres przed świętami to udręka dla leniuchów, bo wtedy nawet największy leń musi coś robić ;P
Ale za to w Święta można sobie to odbić.
Dla mnie jednak największą zagwozdką, w tym roku, nie było jak nic nie robić, a jak pogodzić zalecany rytm i rytuały codzienne dziecka z chaosem jaki zawsze towarzyszy przygotowaniom (naszym przygotowaniom). Czyli: co mogę robić w której porze aktywności, żeby nie wywracać malcowi świata do góry nogami. Niestety skończyło się na 30-minutowym dumaniu z długopisem w powietrzu.
Eventually we found that Balrog takes such lifestyle pretty well.
Long hours of shopping were a good opportunity for testing his seduction skills on female shop assistants (unfortunately it was of little use when it came to paying).
And Xmas Eve meetings turned out to be a great moment to fill his tummy up. With what? Let me explain: 40 persons on the meeting meant like 7 consecrated wafers for Balrog ^^
I'm not even asking about your stomachs, because you surely needed some digestive medicine :P
Koniec końców, okazało się, że Balrog wcale nieźle znosi życie w taki sposób.
Wielogodzinne zakupy okazały się świetną okazją do sprawdzania technik uwodzenia na ekspedientkach (niestety nie przydało się to przy płaceniu).
A spotkania wigilijne to świetna okazja do wypchania brzucha po brzegi. Czym? Już piszę: 40 osób na sali, to dla Balroga jakieś 7 opłatków ^^
O Wasze brzuchy nawet nie pytam, bo pewnie bez Ranigastu się nie obywa ;P
Unfortunately in our plans we didn't take into account the fact that with a baby you do everything twice slower. That's why we were late for the Xmas Eve supper. Packing of presents, "traditionally" done at the last moment, took us 3 hours...
The preparations kept me away from miniatures, so I didn't manage to do much in the meantime.
I managed to start painting Red Sonja, also known as Verthandi Burning Ice 54mm from Andrea Miniatures:
W swoich planach przedświątecznych nie wzięliśmy jednak pod uwagę, że z dzieckiem wszystko robi się 2x dłużej. Z tej też przyczyny wylądowaliśmy spóźnieni na Wigilię. „Tradycyjne” - pakowanie prezentów na ostatnią chwilę, zajęło nam 3h.
Przygotowania odciągnęły mnie od figurek, więc wiele nie zrobiłam w tym czasie.
Udało mi się zacząć malować Red Sonję, czyli Verthandi Burning Ice 54mm z Andrea Miniatures:
So far so good. I could practice airbrushing (I'll post photos from this stage later), and the mini didn't require much sanding and polishing. There was only one casting fault: serious sieve on her chest (lost of holes).
Now I am painting her hair - I need to do it quickly, to be able to adjust the rest of my color scheme to this crucial element.
Do tej pory jest bardzo przyjemnie. Mogłam pouczyć się aerografowania (zdjęcia z tego etapu podrzucę lada moment), piłowania i wygładzania było niewiele. Miała tylko jeden feler odlewniczy, a mianowicie spore sitko na klatce piersiowej (spora ilość dziur).
Obecnie jestem na etapie malowania włosów – muszę je szybko pomalować, żeby móc potem wszytko inne im podporządkować kolorystycznie.
Today's posting inaugurates my increase of painting activity :) So see you here soon!
PS: I remember I promised you a detailed report from the process of painting the Tau - I am preparing it now. And for now, enjoy one of the final photos:
Dzisiejszy post inauguruje kolejne wzmożenie aktywności pędzelkowej :) zatem do zobaczenia wkrótce.
P.S. Pamiętam, że obiecałam Wam szczegółowe sprawozdanie z malowania Taua – już się biorę za przygotowania. A tymczasem jedna z finalnych fotek: